piątek, 4 marca 2016

Madre mia ... To już pół roku

4 września 2015 rozpoczęłam największą przygodę mojego życia. Jako że właśnie dziś świętuję "półrocznicę", wypadałoby skrobnąć krótkie podsumowanko.

Po pierwsze i chyba najważniejsze zakochałam się. Naprawdę tego nie chciałam, broniłam się przed tym uczuciem jak przed największą zarazą, ale Pedro okazał się bardziej uparty niż ja i jakimś cudem udało mu się zdobyć moje serducho.



Przeżyłam najdziwniejsze święta Bożego Narodzenia w moim życiu. Jestem wielką fanką świątecznego kiczu, uwielbiam kiedy miasto roziskrzone jest tysiącem choinkowych lampek, moją ulubioną piosenką jest Last Christmas, a w śniegu mogłabym się kąpać. W tym roku wyglądało to trochę inaczej. Zamiast choinki były palmy, zamiast karpia - łosoś, a zamiast barszczu ... Nic. Barszczu nie da się zastąpić czy podrobić. Absolutnie nie. Zatem wiecie co będzie pierwszym moim posiłkiem po powrocie do Polski ;). Myślałam, że będą to smutne Święta, ale były po prostu inne. Kolację wigilijną sam na sam z moją współlokatorką na pewno będę pamiętać do końca życia.

Pokochałam morze całym sercem. Nie potrafię zrozumieć jak mogłam przeżyć 27 lat z dala od niego. Teraz nie mieści mi się w głowie i za każdym razem gdy fantazjuję na temat mojego dalszego życia w Hiszpanii wybieram miasta położone nad morzem... Są tylko dwa wyjątki Sevilla i Granada - mogłyby być na środku pustyni, a ja i tak chciałabym w nich mieszkać.

Oczywiście poznałam fantastycznych ludzi, dużo podróżowałam. Próbowałam nowych rzeczy: chodziłam na kurs salsy i bachaty, odkrywałam nowe kulinarne smaki, pokonałam mnóstwo barier w swojej głowie i myślę, że nie jestem już tak chorobliwie nieśmiała.


Życzę sobie, aby kolejne pół roku było jeszcze bardziej niesamowite. I tak powiem to w końcu głośno: Jestem szczęśliwa. 

niedziela, 17 stycznia 2016

Portugalia - Lizbona

Na początku grudnia odwiedziłam Portugalię. Spodziewałam się miniaturowej Hiszpanii, jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, że Portugalia jest tak mało "południowa". Jest, przynajmniej dla mnie, cudownym połączeniem Francji i Irlandii.

Moja podróż była troszkę szalona - załapałam się na wycieczkę ze studentami z wymiany. Wyobraźcie sobie 140 młodych ludzi, dla których bardziej liczy się "fiesta fiesta" niż zwiedzanie zabytków. Taak towarzystwo idealne dla mnie :). W sumie najgorsza była podróż - 13 godzin z pijanymi ludźmi i trzeszczącymi rytmami regetonu. Tak wiem stara już jestem ...

Zatrzymaliśmy się w hostelu w samym centrum Lizbony, hostel naprawdę godny polecenia - Equity Point, mają swoje filie również w innych miastach - w Marakeszu, Barcelonie, Londynie ...
Lizbona bardziej przypomina miasto Europy zachodniej czy centralnej niż południowej. Mi od razu skojarzyła się z Paryżem. Jak na stolicę jest stosunkowo niewielka - co niewątpliwie stanowi jej plus, gdyż wszystko można zwiedzić na piechotę. Jako, że jest usytuowana na siedmiu wzgórzach turyści muszą się trochę powspinać lub mogą skorzystać z wizytówki miasta, żółtego tramwaju (masakrycznie drogi, jeden podjazd pod górę 3,6 euro).


Prawie jak San Francisco, które było inspiracją dla powstania tych tramwajów


Największym zabytkiem Lizbony jest zamek San Jose, po drodze do zamku warto zobaczyć lizbońską katedrę Se (Katedra Najświętszej Marii Panny), która jest tak malutka jak stolica w której się znajduje. Została zbudowana w 1150 roku na pamiątkę wyzwolenia miasta spod władzy Maurów. Reprezentuje styl romański.

Katedra Se

Oryginalna budka z lemoniadą w sąsiedztwie katedry

Najbardziej znanym placem Lizbony jest Praca do Comercio (plac Handlowy), położony nad brzegiem Tagu. Wiedzie do niego Rua Augusta, niesamowity łuk tryumfalny, który znów kojarzy mi się z Paryżem i z którego podobno rozciąga się niesamowity widok na miasto, a zakochani mogą podziwiać romantyczne zachody słońca.



Po kilkunastominutowej wspinaczce w końcu docieramy do głównej atrakcji miasta Casrelo de Sao Jose, zamku świętego Jerzego. Jest on położony na Alfamie (najstarszej dzielnicy Lizbony), a jego korzenie sięgają czasów mauretańskich. Jednak zamek rozczarowuje, spodziewałam się czegoś innego, bardziej imponującego. Jedynie  widok na panoramę miasta jest naprawdę imponujący.

Golden Gate? Prawie...G



Mury
Dziedziniec zamku po zmroku

Trochę Indii ...

.... i Paryża                                                                                                                           



piątek, 27 listopada 2015

Tęsknię

Jesienna chandra dopadła i mnie ...
Marznę ... Nie tylko fizycznie, ale trochę i psychicznie
Dotarło do mnie ile rzeczy mnie omija. Czas leci i nigdy już nie będzie mi dane spędzić tego roku z Wami, a nigdy nie wiemy ile czasu nam w ogóle pozostało. Boję się, że kogoś zabraknie, a ja nawet nie będę miała szansy na pożegnanie.
 W ciągu roku ludzie się zmieniają. Co jeśli zmienią się moi bliscy? Co jeśli już nie będziemy sobie bliscy? Co jeśli nie będę potrafiła odnaleźć się w moim życiu? Co jeśli ja się zmienię? A zmienię się na pewno. Już czuję się inna. Nie wiem czy to zmiana na lepsze czy na gorsze. Chciałabym aby to była zmiana na lepsze. Chciałabym móc bardziej doceniać ludzi, którzy mnie kochają i są w stanie zrobić dla mnie wiele. Chciałabym bardziej doceniać życie - tego się już chyba nauczyłam dzięki mojej pracy.
Poznałam naprawdę niesamowitych ludzi, którzy pomimo tego, że zmagają się z ograniczeniami własnego ciała, którzy stracili swoje życie, którzy są zależni od innych, potrafią cieszyć się z tego co mają. Prawie zawsze uśmiechnięci, nigdy nie narzekają na los, ani na to co im się przydarzyło. Ich historie są różne: wypadek, nagła choroba, wrodzona wada, choroba postępująca powoli. Najgorzej jest chyba pogodzić się z utratą sprawności w wyniku nagłego ataku choroby lub wypadku. Ci którzy są niepełnosprawni od urodzenia mają łatwiej - nie znają innego życia, nie wiedzą jakie może być ono piękne i przyjemne.
Przeżywam naprawdę niesamowite doświadczenie. Czasami muszę zmagać się z własnymi ograniczeniami. Czasami mam po ludzku dość, ale nigdy nie żałuję. Nie mam zamiaru już nigdy niczego żałować.
Mam jeszcze jeden powód do smutku: dziś są urodziny mojej przyjaciółki. Pierwszy raz od wielu wielu lat spędzimy je osobno: ja w Hiszpanii, ona w Niemczech. W tym roku wiele rzeczy zmieniło się nieodwracalnie. Moje życie już nigdy nie będzie takie jak kiedyś. Straciłam dwie bliskie mi osoby: jedną na zawsze, a z drugą będę miała tylko sporadyczny kontakt. Jak wiadomo w przyrodzie zawsze musi być równowaga: poznałam wiele niesamowitych osób, w tym jedną która jest szczególnie dla mnie ważna. Nie wiem co przyniesie nam przyszłość, nie chcę o tym myśleć, ale póki co jestem szczęśliwa.

Sunny wszystkiego najlepszego ... Zawsze i wszędzie o Tobie pamiętam ...

niedziela, 22 listopada 2015

Alcazaba

Największym zabytkiem Almerii jest zamek obronny, Alcazaba. Została ona wzniesiona w X wieku przez pierwszego kalifa Kordoby Ab ar-Rahmana III. Zwiedzając zamek czułam się jak w baśni tysiąca i jednej nocy, klimat jest naprawdę arabski, w ogóle nie europejski. Z resztą w całej Andaluzji na każdym kroku widać ogromne wpływy arabskie. Oczywiście Alcazaba została schrystianizowana przez Izabelę i Ferdynanda - w jednej z sal urządzili katolicką kaplicę.

Wstęp do Alcazaby dla mieszkańców Unii Europejskiej jest darmowy, a z jej murów możemy podziwiać cudowną panoramę miasta.







piątek, 20 listopada 2015

Almeria

Tak wiem, mam straszne tyły w pisaniu ... Na swoje usprawiedliwienie mogę napisać, że jest w moim życiu ktoś, kto w ostatnim czasie zajmuje dużo mojego wolnego czasu. Ale że to nie blog o moich problemach sercowych (zainteresowanych zapraszam do kontaktu), dziś pokażę Wam moje miasto.

Almeria jest jedną z ośmiu andaluzyjskich prowincji. Ja mieszkam w Almerii-mieście, liczącym sobie około 200 tysięcy mieszkańców i położonym w bardzo malowniczej dolinie, z jednej strony otoczonej przez morze, a z drugiej góry. Przed wiekami była kolonią fenicką, kartagińską, rzymską, aż wreszcie została podbita przez Maurów. Arabskie wpływy widać w architekturze całego miasta.

Szczerze gdybym miała jeszcze raz decydował o miejscu mojego pobytu w Hiszpanii, nie wybrałabym Almerii. Oczywiście ma swoje zalety: jest położona nad morzem i miasto jest tak rozplanowane, że wszędzie jest blisko (max. 40 min spacerkiem). Ale według mnie brakuje jej klimatu, jest za bardzo nowoczesna, a stare miasto jest troszeczkę zaniedbane. Poza tym pomimo tego, że Almeria jest miastem uniwersyteckim, życie nocne nie jest na najwyższym poziomie - dla mnie to akurat nie jest duży minus, bo imprezowiczka ze mnie żadna, ale staram się być obiektywna.
Morze Śródziemne


Panorama miasta

Katedra wzniesiona na ruinach meczetu

Moja słabość - balkony

Zaniedbana kamieniczka


Kościół

Tradycje kłódkowe zakochany par znane są nie tylko we Wrocławiu ;)


niedziela, 1 listopada 2015

Halloween i Dia de todos santos

Wczorajszej nocy Almeria zamieniła się w miasto zombi, czarownic, wampirów i duchów. Nie spodziewałam się, że w Hiszpanii tradycja Halloween jest tak żywa. Ulicy były pełne ludzi, oczywiście w każdym wieku od kilkumiesięcznych dzieciaków po naprawdę wiekowe osoby. Podczas nocy duchów wszystkie sklepy były otwarte, odbywały się koncerty, parady, można było zwiedzić niektóre zabytki. A po części oficjalnej oczywiście fiesta do białego rana w jednym z klubów.


Dziś jest nieco spokojniejszy dzień, pełen zadumy i spokoju. W Almerii jest tylko jeden cmentarz - na początku byłam tym faktem bardzo zaskoczona, bo w końcu pod względem liczby mieszkańców Almeria jest mniej więcej takiej samej wielkości jak moje rodzinne miasto, w którym to cmentarzy jest co najmniej 10. Ale musicie wiedzieć, że hiszpańskie cmentarze różnią się od polskich. Tutaj nie składa się trumien w ziemi, a w ścianie. Hiszpański cmentarz wygląda jak labirynt. Bogatsi mają własne mauzolea, których ściany wypełnione są grobami zmarłych krewnych. Podobnie jak w Polce dziś niemal każdy Hiszpan uda się na cmentarz ale tylko z kwiatami, na znicze najzwyczajniej nie ma miejsca, a do prawie każdej płyty nagrobnej przymocowany jest flakon. Ja dziś niestety nie odwiedzę cmentarza, jest on na drugim końcu miasta i choć pogoda sprzyja nie mam sił na tak długi spacer ;) Tak byłam wczoraj na imprezie ...



piątek, 16 października 2015

Marzenia się nie spełniają

Niestety marzenia się spełniają ....
Marzenia SIĘ spełnia.

Mogłabym dalej płakać w poduszkę i użalać się nad swoim życiem i nad sobą. Na szczęście wzięłam się w garść i postanowiłam zmienić swoje życie. Pamiętam pierwszy raz kiedy wypowiedziałam te słowa na głos, a wiadomo, że jak coś wypowie się na głos to staje się bardziej rzeczywiste niż plany i fantazje snute w głowie. 7.02.2015 podczas rozmowy z moim ojczymem, nagle wypaliłam: chciałabym na kilka miesięcy pojechać do Hiszpanii. Przecież to najlepszy sposób na naukę języka, a jestem w takim momencie mojego życia, że mogę sobie na to pozwolić: studia już dawno skończyłam, pracę mam beznadziejną, nie mam żadnych zobowiązań. Myślę, że mi wtedy nie uwierzył, zna mnie i mój słomiany zapał. Ja nawet nie wiem czy wtedy mówiłam to szczerze czy po prostu chciałam sprawiać wrażenie osoby, która nie jest na dnie i ma jakiś pomysł na swoje życie. Niestety byłam na totalnym dnie. Rozpadałam się na miliony kawałków. Na szczęście kilka tygodni później dotarło do mnie, że szczęście samo nie zapuka do moich drzwi, że muszę o nie zawalczyć. Nie wierzyłam, że uda mi się zrealizować mój szalony pomysł. Wszyscy mnie wspierali, ale myślę, że byli tak samo sceptyczni jak ja. I to mnie napędziło, dodało mi energii. Chciałam udowodnić całemu światu, że dam radę. A właśnie, że pojadę do Hiszpanii i dam sobie świetnie radę, poznam milion niesamowitych osób i codziennie będę pokonywała swoją chorobliwą nieśmiałość. I dziś muszę to napisać: jestem z siebie cholernie dumna. Chyba pierwszy raz w życiu. Zrobiłam to wszystko sama, od A do Z, tylko dzięki swojej sile jestem dziś w Almerii i grzeję się w 25 stopniach C. Dało mi to kopa do realizacji pozostałych marzeń, a oto i one:

Lista 16 podróżniczych marzeń 
  1. Zatańczyć salsę na Kubie
  2. Zjeść naczosy w Meksyku
  3. Odwiedzić wyspę Hvar (koniecznie w czerwcu: pola lawendy)
  4. Pojechać na Przystanek Woodstock
  5. Zobaczyć bożonarodzeniowe drzewko na Rockefeller Plaza (aj święta w Nowym Jorku)
  6. Uśmiechnąć się do Mony Lisy i nie rozczarować się Paryżem
  7. Przejść Camino del Norte 
  8. Pływać z delfinami
  9. Zwiedzić Rzym śladami książki Anioły i demony
  10. Zobaczyć kwitnące wiśnie w Japonii
  11. Stanąć pod mostem w Mostarze
  12. Poszukać Fantomasa w zamkach nad Loarą
  13. "Karmić" norweskie fiordy
  14. Odwiedzić Świętego Mikołaja w Laponii
  15. Zobaczyć zachód słońca na Santorini
  16. Wykąpać się w gorącym źródle na Islandii
Wish me luck ;)